Po raz drugi uczestniczę w Modlitwie za miasto. Dziś Pan mnie nauczał i pokazywał nowe rzeczy, których wcześniej nie doświadczyłam.

Wspólna Modlitwa do Ducha Świętego rozpoczęła naszą posługę. Od początku czuliśmy ogromny zapał do wyjścia. Utworzyliśmy dwie pary.  Po drodze mijaliśmy ludzi i mówiliśmy do nich: ”Jezus Panią/Pana kocha”. W pewnej chwili każda kolejna napotkana osoba słyszała te słowa. Czułam się sobą zawiedziona, bo miałam poczucie, że robię to masowo i powinnam dłużej przy kimś stanąć, porozmawiać, zainteresować się. Z drugiej jednak strony

posiadałam zupełną pustkę w głowie, a kiedy omijałam kogoś celowo, pojawiały się wyrzuty sumienia. Na miejscu, Mateusz, który był ze mną w parze, stanął na środku centrum przesiadkowego przy Centralu i w takich niekomfortowych warunkach ”wykrzyczał” swoje świadectwo. Byłam przy nim i czułam ducha mocy i wolności.

Modliliśmy się również w językach o uzdrowienie kolana młodego sportowca. Padła propozycja, aby stanąć w autorytecie Pana i nakazać chorobie odejść. Do tej pory głównie prosiłam Pana o pomoc, więc teraz czułam się trochę zbyt butnie z tą myślą. W rezultacie stanęliśmy w Jego autorytecie i Pan zabrał ból z kolana tego chłopaka. Oczywiście część ludzi patrzyła na nas. Pozostali nieśmiało zerkali albo nie patrzyli w ogóle. Myślę, że obawiali się, iż możemy do nich podejść.

Naszą modlitwę dostrzegła osoba z zewnątrz- Asia, która dołączyła do nas i już we troje udaliśmy się na Piotrkowską. Tam Pan pokazał mi, że powiedzenie komuś: ”Jezus Cię kocha” to najwspanialsze słowa, jakie można przekazać drugiemu człowiekowi. W nich jest prawda i moc, dlatego wręcz trzeba je masowo powtarzać. Pod jednym z lokali stał chłopak, który miał za zadanie ściągnąć do jego wnętrza klientów. Zaprosił nas do środka, a w odpowiedzi usłyszał: ”Jezus Pana kocha”. Wtedy zamarł, zatrzymał się. Widzieliśmy jak został dotknięty przez Pana, było to wręcz namacalne. To był ten rodzaj miłości, która ”miażdży” i rwie wnętrze, dotyka duszy, dławi, zapala serce, porywa do płaczu, dogłębnie wzrusza, wzbudza pragnienie, uwalnia. To ten moment, kiedy ciężar i gorąc miłości Pana tak szokuje, że człowiek się na chwile jakby ”zapada”. Przy tym chłopaku już nie zabrakło słów… Dopiero po spotkaniu z nim zostałam zwolniona z takiego stanu gotowości, poczucia, że czegoś nie dokończyłam, że coś jest niezrobione. Nasza posługa zakończyła się na „przesiadkowie”, gdzie modliliśmy się wstawienniczo za spotkaną dzisiaj Asię.

Modlitwa za miasto daje potężne doświadczenie wolności w Panu i Jego obecności. Uczy zaufania, wytrwałości i bycia drugim. Dziękuję Ci Panie, że mnie tam posyłasz.

  AGNIESZKA