Czy można głosić Dobrą Nowinę na rowerze? Czemu nie! Grupa ponad 70 ewangelizatorów 29 czerwca ruszyła w miasto na dwukołowcach. Była wspólna modlitwa, uwielbienie Boga, świadectwa wiary.

Nazwa akcji „Łódzkie Jerycho” nawiązuje do biblijnego tekstu z 6. rozdziału Księgi Jozuego, który mówi o tym, jak Izraelici chcąc zdobyć Jerycho, okrążali je i z Bożą pomocą spowodowali, że mury miasta runęły. Podobna idea przyświecała organizatorom wydarzenia, którzy wspólną modlitwą chcieli zdobyć Łódź dla Jezusa. – Pan Bóg cały czas nas zaskakiwał – przyznaje Asia

Władyszewska, współorganizatorka. – Zaplanowaliśmy 62 km na około 8 godzin, z 7 przystankami w parafiach. Wszyscy przezornie zakładaliśmy opóźnienia, nawet do 2 godzin! A Bóg przekroczył nasze najśmielsze oczekiwania, byliśmy praktycznie wszędzie punktualnie.

W wyprawie wzięli udział charyzmatycy z wielu wspólnot, m.in. „Mocni w Duchu”, „Nazaret”, „Głos Pana” (Skierniewice), a także katolicy nieidentyfikujący się z ruchem Odnowy w Duchu Świętym. Jednoczyła ich wspólna adoracja Najświętszego Sakramentu i sympatia do rowerów, choć wśród cyklistów znalazł się też fan alternatywnego środka lokomocji, który przyjechał na hulajnodze.

Niektórzy uczestnicy nie byli z Łodzi, więc przejechali tego dnia nawet 100 km. I nie byli to kolarze! Na przykład jedna pani „po pięćdziesiątce” przyjechała na rowerze z Koluszek. Naszą ekipę tworzyły bardzo różne osoby: od małych dzieci w przyczepce (Krzysztof Okrojek) po rodziców i dziadków. Nie zabrakło też młodych, nastolatków i osób na profesjonalnych rowerach kolarskich. Chyba zrobiliśmy trochę rabanu, skoro nawet ekipa telewizyjna z Warszawy, ze Studia Raban nas kręciła – opowiada Maksymilian Bławat, współorganizator.

Rowerowa wyprawa wzbudziła zainteresowanie łodzian, którzy z zaciekawieniem przyglądali się nietypowym cyklistom, pozdrawiali ich z uśmiechem, a nawet nagrywali telefonami. Nie słychać było słów krytyki i narzekania, że tamują ruch. Ewangelizatorzy eskortowani przez policję sprawnie przejeżdżali przez każde skrzyżowanie i dziękowali kierowcom za cierpliwość. – Jedziemy dla Jezusa! Dołączcie do nas – zapraszali. Po takiej zachęcie jakiś rowerzysta całkiem spontanicznie przejechał z grupą odcinek trasy. Wiele osób przyłączało się na przystankach w parafiach, nawet bez wcześniejszych zapisów.

W inicjatywę zaangażowani byli także parafianie, którzy dbali nie tylko o duchową strawę uczestników. Wspólnoty z kościołów pw. Zesłania Ducha Świętego, Najświętszej Eucharystii, Matki Boskiej Bolesnej witali rowerzystów kawą, herbatę i poczęstunkiem. Jacek Grabarczyk ze wspólnoty „Mocni w Duchu” wpadł na pomysł, żeby modlić się wstawienniczo w kościołach za mieszkańców danego osiedla.

W kościele na Retkini posługiwała wspólnota „Młodość – lubię to!”. Był śpiew, flagi, świadectwa. – Na Olechowie młoda dziewczyna – Kasia mówiła na rogu ulicy do ludzi, którzy gdzieś pędzili. To były trudne warunki. Nie miała przed sobą stałej publiki, a opowiadała o tym, że bez Boga kiedyś szukała uwagi i uznania ludzi, a później wszystko się zmieniło – wspomina Asia i dodaje: – Na Bałutach, pod przewodnictwem ojca Amosa, bernardyna rowerzyści uwielbiali Boga na rogu ulicy Pankiewicza (stara ul. Sporna) i Wojska Polskiego. Dwóch młodych chłopaków mówiło, jak Bóg uwolnił ich od różnych używek i zniewoleń związanych z nieczystością. Mimo problemów z nagłośnieniem przechodnie zatrzymywali się, aby słuchać. Jedna pani żałowała, że musi iść dalej, a gdyby wiedziała wcześniej…

Na finał rowerzyści trafili na ul. Piotrkowską, gdzie w pasażu Schillera  Marta Ławska oraz Krzysztof Sowiński ewangelizowali śpiewem i słowem świadectwa. Widać było, że łodzianie potrzebują otwartości w dzieleniu się życiem przez ludzi Kościoła. Czy będą kolejne akcje? – Na przyszłość musimy popracować nad promocją ewangelizacji w lokalnych kościołach, jednak przy takim zapale i odwadze ludzi, teraz już wiem, że choćbyśmy byli ostatnimi osobami na ziemi, nie przeszkodziłoby to nam w mówieniu, że Jezus Chrystus Zmartwychwstał! Bóg dopiero wkłada w nasze serca pragnienie głoszenia wszędzie tam, gdzie jeszcze ludzie Go nie znają. „Łódzkie Jerycho” mogłoby się odbyć za rok. Nie wiem, czy tyle czasu wytrzymamy, by nie wyjść wcześniej na jakieś osiedle – zapowiada Asia.

ZOBACZ FOTORELACJĘ

  JUSTYNA